os. Bohaterów II Wojny Światowej 29, 61-387 Poznań
61 875-62-30
szkola-poznan@salezjanie.pl

Wiktor i jego podróż

Wiktor i jego podróż

Moja niesamowita przygoda w USA rozpoczęła się już na początku września, gdy dowiedziałem się, że dzięki uprzejmości mojej szkoły oraz Pani Jurkowskiej i jej męża, mam możliwości wylecieć do Stanów Zjednoczonych na, aż 6 tygodni. Na początku było to dla mnie nie do wyobrażenia. Myśl, że już za niedługo będę w kraju, który każdy zna, z którego pochodzi wiele rzeczy, z którymi spotykamy się na co dzień i wreszcie w kraju, w którym marzyłem być. To było naprawdę wspaniałe. Cały okres przygotowań minął bardzo szybko, a z każdą rzeczą, która przypominała mi o wylocie, czułem jeszcze większe podekscytowanie. W końcu nadszedł czas rozmowy z Johnem, pierwszy kontakt z prawdziwym Amerykaninem, byłem zadowolony, że się rozumieliśmy i bardzo cieszyłem się na to co mnie czeka. W końcu przyszedł dzień wylotu, trochę niepewności przed nieznanym, ale i dużo podekscytowanie na poznanie innego świata. Lot do Monachium to tylko przedsmak prawdziwych emocji, lotnisko w Monachium to jak oddzielne miasto. Oddzielny system dróg, metro i centrum handlowe na prawdę robi wrażenie na niejednym podróżniku. Nasz lot z Poznania był opóźniony, więc po trochę ponad godzinie siedzenia mieliśmy okazję się rozruszać, bo wszędzie musieliśmy biec. Szczęśliwie zdążyliśmy, mimo dodatkowych kontroli bagażu. Na pokładzie powitał mnie pilot i już wtedy poczułem, że to tu wszystko się zaczyna, że przekraczam drzwi do niesamowitej przygody. Podróż takim ogromnym samolotem, tak daleko to nie małe przeżycie. Miałem miejsce przy oknie, więc mogłem zobaczyć Grenlandię oraz Zatokę Hudsona z lotu ptaka. Przed wylądowaniem krążyliśmy nad Chicago i czekaliśmy na dobrą pogodę, więc miałem okazję pozachwycać się pierwszymi różnicami między Stanami, a Europą. Drogi to pierwsze co zauważyłem, tam wszystko jest w kwadratach lub prostokątach. Nie ma rond czy skośnych dróg, a nie ma również reguły co do umiejscowienia domów. Można je znaleźć wszędzie, co było doskonale widać z góry. Pierwsze zaskoczenie spotkało mnie na lotnisku, rozmowa z ludźmi, którzy tam pracowali nie była tak stresująca jak myślałem, a oni byli milsi niż się spodziewałem. Później już było tylko lepiej. Mieszkałem u Johna, Pani Kasi i małej Basi wraz z dwójką cudownych psów, w domu blisko centrum miejscowości Niagara. Przeżyłem z nimi cudowne i niezapomniane chwile, a przebywanie tam to była czysta przyjemność. Każdego dnia wstawałem z uśmiechem na twarzy, bo wiedziałem, że na pewno spotka mnie coś ciekawego. Dzięki nim wiele rzeczy robiłem po raz pierwszy w życiu oraz mogłem zobaczyć ogrom przepięknych miejsc.

Pierwszy tydzień to był tydzień zachwytu, zauważałem każdą małą różnicę, dlatego też każdy nowy dzień to były nowe odkrycia. Dotyczyły one wszystkiego. Ludzie, jeśli nie mają zwierząt, nie posiadają nigdzie płotów, więc często jak jeździłem rowerem po okolicy widziałem sarny i jelenie jedzące trawę na czyimś podwórku. W sklepach obsługa sama pakuje zakupy do siatek, a produkty znacząco różnią się od tych znanych nam w Europie. Przede wszystkim ogromna ilość dań gotowych do spożycia, takich jak przygotowane już śniadanie w plastikowym pojemniku (krakersy, szynka i ser).

Wiele osób w USA pytało mnie, co najbardziej lubię w Stanach. Zawsze odpowiadałem, ludzi, auta i jedzenie. Ludzie Ameryce są bardzo mili, przyjacielscy i rozmowni. Nikt nie ma problemu rozmawiać z każdym. Nikt nie boi się zapytać o cokolwiek, a to co najbardziej zauważałem to, jak komuś się coś podoba to od razu o tym powie z uśmiechem na twarzy. Kwestia uśmiechu to też duże pozytywne zaskoczenie, każdy odpowiada uśmiechem na uśmiech, a bardzo wiele ludzi uśmiecha się do Ciebie bez powodu. Auta i jedzenie są po prostu większe i inne. Moim ulubionym jedzeniem były cheese curds, czyli kawałki sera zapiekane w panierce, a najlepszy samochód jakim miałem okazje jechać był Chevrolet Camaro z 1967 roku.

Zobaczyłem sporą część stanu Wisconsin oraz Upper Michigan. Kąpałem się w trzech z pięciu wielkich jezior, a na dodatek były to trzy największe. Moim zdaniem najlepsze jest jezioro Górne, krystalicznie czyste z wachlarzem różnorodnych plaż zapiera dech w piersiach. Poza tym pływanie w jeziorze Huron o wschodzie słońca było na prawdę niezwykłym przeżyciem. Zrobiłem to przy okazji, ponieważ byliśmy na wycieczce na Mackinac Island. Niezwykła wyspa na jeziorze Huron, gdzie nie ma samochodów, a ludzie poruszają się pieszo, konno lub na rowerach. Dodatkowo udało mi się zobaczyć kilka większych miast takich jak Milwaukee, Green Bay i Chicago, gdzie również przeżyłem niezapomniane chwile odkrywając inne oblicze Stanów. Ogromne drapacze chmur i pełno pędzących ludzi na ulicach to pierwsza rzecz jaką zauważyłem w Chicago.

Atrakcji miałem multum. Od tych bardzo niesamowitych do tych nadal niezwykłych. Miałem okazję być dwa razy na amerykańskim Fair w Escanabie, jest to taki festyn, na którym są wystawcy zwierząt, stoiska z jedzeniem oraz rollercostery. Poza takim rodzajem wydarzeń, byłem również ma największych na świecie targach i pokazach samolotowych w Oshkash, festiwalu muzyki country w Porterfield, Polskim festynie w Armstrong Creek, FNL, czyli uliczne koncerty w Waukesha, wyścigu samochodowym w głębokiej na 2 metry kałuży błota oraz wyścigu zmodyfikowanych traktorów ogrodowych. Dodatkowo próbowałem regionalnych atrakcji, takich jak tubing, czyli jazda na kole za łódką oraz floating, czyli spływ rzeką w oponie. Co do spływów to udało mi się przetrwać rafting 4 stopnia Pierre Gorges oraz kilka razy byłem na canouing, czyli łódka z siedzeniem i wiosłem jednostronnym. Przejechałem 85 kilometrową trasę rowerową w okolicy jezior i lasów. Brałem udział w dwóch biegach na 5 kilometrów, jeden udało mi się wygrać, a drugi ukończyłem na drugim miejscu. Oprócz takich atrakcji miałem też możliwość zobaczyć Stany od dzikiej strony, widziałem kilka wodospadów i przejechałem wiele leśnych ścieżek na rowerze. Miałem dużo radości jeżdżąc quadem oraz innym czterokołowcem po lesie. John nauczył mnie również strzelać z różnorakiej broni. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy i tak też było teraz. Nadszedł czas pożegnań z wieloma wspaniałymi ludźmi, których poznałem i których nigdy nie zapomnę. Po takich cudownych wakacjach pozostaje tylko uśmiech na twarzy i multum fantastycznych wspomnieć. Jestem wdzięczny całym sercem za te fenomenalne wakacje moich marzeń.

W szczególności chcę podziękować Pani Kasi Jurkowskiej oraz Johnowi za sprawienie, że ten czas w Stanach to były takie cudowne chwile.

Dziękuję również radzie pedagogicznej za danie mi tej możliwości przeżycia tak niesamowitej przygody, której nie zapomnę już do końca życia. Dziękuję!

Skip to content